Rysy od pewnego czasu były na naszej liście szczytów do zdobycia i cierpliwie czekały na swoją kolej. Uznaliśmy, że górska podróż poślubna będzie do tego idealną okazją i prawdziwą wisienką na torcie podczas naszego pobytu w ukochanych Tatrach.
Długo wyczekiwany dzień, misternie zaplanowany w końcu nadszedł. Pobudka o 5 rano stała się faktem i nawet wstawanie o tak wczesnej porze nie było straszne, a pogoda zgodnie z prognozami była idealna! Pół godziny i jesteśmy gotowi do wyjazdu na Słowację, a dokładnie do Szczyrbskiego Plesa. Droga samochodem z Zakopanego na miejsce zajęła nam około 1,20 h. Pewnie bylibyśmy szybciej, gdyby nie fakt, że przegapiliśmy zjazd i zrobiliśmy kilka kilometrów w zupełnie innym kierunku. Początkowo kierujemy się tak jak do Palenicy Białczańskiej, czyli przez Cyrlę i Drogę Oswalda Bazlera aż do Łysej Polany. Tam przejeżdżamy do sąsiadów i jedziemy przez Jaworzynę Tatrzańską i Zdziar, następnie z drogi 66 nie mylić z Route 66 :D skręcamy w prawo w drogę numer 537 i jedziemy przez Stary Smokowiec aż do Szczyrbskiego Plesa.
W końcu dojeżdżamy do dużego parkingu na którym mimo wczesnej pory jest już całkiem sporo samochodów. Ubieramy buty trekkingowe, w międzyczasie jemy drugie śniadanie i wyruszamy na szlak. I jak zwykle chcemy od samego początku sfotografować naszą trasę i aparat nie chce się włączyć.. W myślach przeklinamy go z całych sił, że musiał wybrać akurat TEN dzień, żeby odmówić posłuszeństwa i współpracy, nagle po chwili dociera do nas (dosłownie jak w filmach w zwolnionym tempie), że aparat bez akumulatora nie zadziała, no nie ma opcji! Dzień wcześniej go ładowaliśmy i Piotrek myślał, że Sylwia włożyła go rano do aparatu, a Sylwia, że Piotrek.. Kurtyna, chwila konsternacji, pada kilka niecenzuralnych słów, ale przezorny zawsze ubezpieczony! Na szczęście tak na wszelki wypadek mamy w plecaku zapasowego kompakta, który dziś będzie pełnił rolę głównego aparatu i spisał się całkiem nieźle.
Przez chwilę idziemy żółtym szlakiem, przechodząc przez mały mostek wchodzimy do lasu, który rozpoczyna czerwony szlak aż do samego schroniska Popradskie Pleso. Droga na pierwszy odpoczynek zajmuje nam około półtorej godziny. Tam zatrzymujemy się na łyk ambrozji i małą kanapkę. Schronisko jest usytuowane w przepięknej malowniczej scenerii jeziora, trochę przypominające nasze Morskie Oko albo Piątkę. Dojście do schroniska nie jest zbyt wymagające i to niestety nie jest dobry prognostyk przed dalszą drogą :P No ale cóż, nie jesteśmy tu w końcu dla przyjemności :P Przepiękne widoki same nam się nie ukażą jak będziemy siedzieć na schroniskowej ławce, dlatego ruszamy dalej. A czemu nie mamy ani jednego zdjęcia z tego miejsca, sami nie wiemy :(
Delikatnym podejściem wracamy ze schroniska do węzła dróg. Dalszą wędrówkę będziemy kontynuować niebieskim szlakiem, na jego początku zauważamy drewnianą budkę, gdzie były produkty spożywcze, które powinny znaleźć się w schronisku. Z uwagi na fakt, że na Słowacji położone są one na dużych wysokościach i w terenie ciężko dostępnym do przewożenia produktów potrzebnych do funkcjonowania schroniska. Dlatego na szlaku po słowackiej stronie Tatr można spotkać "nosiczy", czyli tragarzy, którzy zaopatrują schroniska. Przeciętna waga ładunku waha się między 60 - 80 kg! Co ciekawe każdy może wcielić się w rolę nosicza, w niektórych miejscach przy wejściu na szlak znajdują się wcześniej przygotowane produkty do wniesienia na górę, są one zdecydowanie lżejsze i ważą do 10 kg. A w nagrodę, oprócz satysfakcji, w schronisku czeka jeszcze herbata z sokiem malinowym i certyfikat!
Dalej wspinamy się leśnym, niebieskim szlakiem w głąb doliny Mięguszowieckiej. Mężczyźni, którzy dziarskim krokiem wyruszyli do schroniska robią pierwszą przerwę na odpoczynek. Niestety nie spotkamy ich już więcej na szlaku, co nas wcale nie dziwi. Ale patrząc na wnoszone przez nich produkty, nawet nie śmiemy narzekać, że nasze plecaki są ciężkie. Po około pół godziny drogi dochodzimy do skrzyżowania szlaków nad Żabim Potokiem. Tu zaczyna się bardzo mozolne podejście krętymi ścieżkami pod górę. Dla nas był to dosyć ciężki odcinek ze względu na monotonność szlaku. Na szczęście widoki rekompensowały nam trud jaki włożyliśmy w przebrnięcie tej części szlaku. Po około godzinie drogi dochodzimy do rumowisk skalnych. Kamienisty szlak pnie się do góry wzdłuż Żabich Stawów Mięguszowieckich, a my co jakiś czas robimy sobie krótkie przerwy na podziwianie niezwykłych widoków i przy okazji odpoczywamy, albo odwrotnie ;) W każdym razie łączymy przyjemne z pożytecznym!
Po chwili dochodzimy do skalanej ściany, gdzie zaczynają się łańcuchy i klamry. Jest to udogodnienie pomagające przejść ten odcinek szlaku, ale nie jest on na tyle trudny, żeby było to niezbędne - zdecydowanie metalowe ułatwienie będzie pomocne, gdy jest mokro i ślisko. Po przejściu ubezpieczonego odcinka jesteśmy już na ostatniej prostej do słynnej Chaty pod Rysami i kiedy wydawałoby się, że za chwilkę usiądziemy, żeby odpocząć Sylwię dopada mały kryzys. Na szczęście do schroniska było już tak niewiele, że chwila odpoczynku i krok za krokiem udało się dojść do celu. Zupa kapustowa i cebulowa, kanapka, a na deser kawałek czekolady dodały energii i siły do dalszej wędrówki. Bo w głowie Sylwii już pojawiła się myśl, żeby może poczekać w Chacie, ale jak wiadomo kiedy człowiek jest głodny i zmęczony to różne głupie pomysły wpadają mu do głowy. Ten na szczęście równie szybko z niej wypadł i wróciło racjonalne myślenie!
Chata pod Rysami albo Schronisko pod Wagą to najwyżej położone schronisko w Tatrach w Dolinie Mięguszowieckiej, które znajduje się na wysokości 2250 m n.p.m. Ze względu na swoje umiejscowienie w przeszłości schronisko było wielokrotnie niszczone przez lawiny. Za każdym razem jednak podejmowano decyzję o ponownej odbudowie budynku. Obecny wygląd Chaty wzbudza wiele emocji i jest tematem burzliwych dyskusji wśród turystów, a aktualna konstrukcja ma skutecznie zabezpieczyć budynek przed kolejną lawiną. Warto pamiętać, że schronisko, które oferuje także miejsca noclegowe czynne jest tylko w okresie letnim, od 16 czerwca do 31 października.
Od Chaty pod Rysami do szczytu dzieli nas już tylko godzinna wędrówka. Widoki są wyśmienite od samego początku, a im wyżej tym jest jeszcze lepiej. Szczyty górskie pięknie prezentują się w promieniach słonecznych. Na Przełęczy Waga łapiemy chwilę oddechu i oczywiście robimy duuuużo zdjęć!
Kiedy stanęliśmy na szczycie słowa były zbędne. W oczach zebrały się za to łzy, że udało się przezwyciężyć kryzys i zdobyć najwyższy szczyt polskich Tatr. Ciężko opisać słowami niezwykłą panoramę, która roztacza się ze szczytu i którą spokojnie moglibyśmy oglądać codziennie! Z wierzchołka góry widać wszystkie ważniejsze tatrzańskie szczyty, między innymi Mięguszowieckie Szczyty, Szatana, Krywań, Czerwone Wierchy czy Granaty.
W Internecie znaleźć można informacje, że wejście na najwyższy szczyt polskich Tatr od strony słowackiej jest dosyć łatwe, od strony technicznej nie sprawiło nam problemów (trudności techniczne spotkamy na szlaku z Morskiego Oka, którym również zamierzamy wejść na Rysy), chociaż kondycyjnie można dostać nieźle po tyłku. Aby uniknąć tłumów na szlaku warto wcześnie wyruszyć w drogę, decydując się na stronę słowacką trzeba jeszcze doliczyć czas potrzebny na dojechanie do sąsiadów.
Ubezpiecz się jadąc na Słowację!
Decydując się na wejście na Rysy od strony słowackiej trzeba pamiętać o ubezpieczeniu turystycznym. Warto je wykupić, ponieważ w razie wypadku pokryje ono wysokie koszty przeprowadzenia akcji ratunkowej, także z ewentualnym użyciem śmigłowca. Można je kupić w kilku miejscach w Zakopanem albo przez Internet. My wybraliśmy tę drugą opcję, wypełnienie dokumentów zajęło nam tylko chwilę i potwierdzenie zakupu ubezpieczenia dostaliśmy na adres mailowy. Koszt jest naprawdę niewielki, to kilka złotych na dzień, więc tym bardziej warto je wykupić.
To był przepiękny dzień!!!
Tatry Wysokie skradły nasze serca od pierwszego wejrzenia - strzeliste turnie, skaliste szczyty, surowy charakter gór i strome zbocza są gwarantem niezapomnianych przeżyć i niezwykłych widoków. Wędrówka na Rysy to dla nas bez wątpienia jeden z najpiękniejszych dni w górach i niezwykłe wspomnienia. I nasz apetyt stale rośnie w miarę chodzenia, a Tatry Słowackie cierpliwie czekają na swoją kolej. My nie możemy się już doczekać! :)
Piękne zdjęcia! I pogoda idealna!
OdpowiedzUsuńMogę zapytać, przez jaką stronę kupowaliście ubezpieczenie?
Z góry dziękuję :)
My akurat kupiliśmy w Signal Iduna :-)
UsuńDziękuję za odp. :)
UsuńStrbskie Pleso i Stare Smokowce pamoetam sprzed 25 lat z podrozy z narzeczonym:-)
OdpowiedzUsuńChyba pora tam wrócić.
Ps wasz kompakcik spisał się calkiem nieźle! Ps najlepsze zyczenia dla was na nowej drodze zycia,pozdrawiam!
Warto tam wrócić, zdecydowanie! Dziękujemy za życzenia :) Pozdrawiamy serdecznie! :)
Usuń