Trasa z Kasprowego Wierchu na Czerwone Wierchy bez wątpienia należy do jednej z najpopularniejszych i najbardziej widowiskowych (oczywiście pod warunkiem dobrej pogody) w Tatrach. Kopa Kondracka, Małołączniak, Krzesanica i Ciemniak - te cztery szczyty składają się na masyw Czerwonych Wierchów. Nam udało się przejść kawałek tej trasy, ale na pewno tam wrócimy, żeby przejść całość ;)
Chociaż na Kasprowym byliśmy w tym roku już dwa razy,wybraliśmy się tam po raz trzeci! A dlaczego? Bo jesteśmy zdania, że tylko szczyt zdobyty na własnych nogach można zapisać sobie w swoich osiągnięciach, a wjazd kolejką się nie liczy ;) Wędrówkę rozpoczęliśmy wczesnym rankiem z Kuźnic zielonym szlakiem, który początkowo biegnie leśną ścieżką. Poranne słońce sprzyjało fotografowaniu, tak, że nawet P chwycił za aparat. Liczne przerwy na sesje zdecydowanie wydłużają nasze czasy wejść, ale przecież w górach człowiek nie jest na wyścigach ;)
W połowie drogi przy Myślenickich Turniach zaczynają pojawiać się widoki, widać między innymi nasz cel Kasprowy i jeszcze oddalony Śpiący Rycerz.
Z Kasprowego czerwonym szlakiem udaliśmy się w stronę Kopy Kondrackiej, który biegnie wzdłuż granicy polsko-słowackiej. Trasa nie należy do zbyt wymagających, towarzyszą jej liczne podejścia i zejścia. Szlak prowadzi zboczem góry, w niektórych miejscach jest dosyć wąsko i trzeba uważać, zwłaszcza przy mijaniu. W jednym miejscu należy zachować szczególną ostrożność przy schodzeniu, ale wystarczy na spokojnie pomyśleć, gdzie stawiać kroki.
Pierwszy raz w tym roku udało nam się także zobaczyć tatrzańskie kozice, które niczym doświadczone modelki spokojnie pozowały do zdjęć :)
Po dojściu na Kondracką przełęcz w naszych głowach pojawiła się myśl, żeby wejść na Giewont, ale ilość ludzi czekających w kolejce skutecznie nas zniechęciła. Swoją droga zastanawialiśmy się co takiego ma w sobie ten Giewont, że przyciąga ludzi niczym magnes. Ale nadal tego nie wiemy ;)
Do tej pory nie wiemy co nas podkusiło, żeby zejść do Doliny Małej Łąki. Jeśli była to ciekawość, to potwierdza się powiedzenie, że jest to pierwszy stopień do piekła. I takie trochę było to nasze zejście. Do tej pory na samą myśl o tym mamy gęsią skórkę! Po deszczu, który złapał nas pod Przełęczą kamienie stały się bardzo śliskie. Zaliczyliśmy tutaj niejedną "glebę" ;) Incydenty te zapoczątkował P, a S nie mogła być od niego gorsza ;)
Tego dnia Dolina Małej Łąki przypominała raczej Wielką Dolinę Błotną, o czym bardzo dobitnie przekonały się nasze spodnie i buty! A stuptuty, które choć trochę mogłyby nas przed tym ochronić spokojnie leżały w pokoju - ale uczymy się na błędach i od tej pory mamy je zawsze w plecaku ;)
Nawet błotny powrót do Zakopanego nie mógł zepsuć tego dnia! Niesamowite widoki, które pewnie w bezchmurne dni robią jeszcze większe wrażenie. Warto przejść całe Czerwone Wierchy, trzeba tylko wyjść bardzo wcześnie na szlak. Nam wystarczył tylko krótki kawałek z tej trasy, żeby przekonać się, że na pewno tu wrócimy. Być może jesienią, kiedy trawy czerwienieją i brunatnieją tworząc charakterystyczną barwę. Tym razem może udam się wejść od strony Doliny Kościeliskiej :)
"Swoją droga zastanawialiśmy się co takiego ma w sobie ten Giewont, że przyciąga ludzi niczym magnes." - nie wiem jak ludzie, ale pioruny pewnie by Wam odpowiedziały, że krzyż... ;)
OdpowiedzUsuńO matko, jaka kolejka na Giewont ;o Ale szlak obraliście świetny, podobają mi się z tej trasy widoki, a i samo podejście na Kasprowy nie jest nudne :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZdjęcie tej kolejki na Giewont - przerażające. Pewnie można było z tłumu usłyszeć teksty w stylu: "Przepraszam, ale Pan tu nie stał" lub coś podobnego. ;) hihi
OdpowiedzUsuń